Ale dziś zrąbany dzień. Normalnie otwarta linia telefoniczna. Pierwsza zadzwoniła babcia,żeby obgadać kilka spraw. Nie no,tata odebrał i nawijał chwilę a pozostałe 50 min mama potrafiła omotać babcię zagadując ją jak to jest możliwe że został dobrany zły kolor jakieś tam sukienki.Potem dziadek następne 40 min. Czyli już grubo ponad godzina.
Fajnie,sama w domu byłam do ok. 14,więc słuchałam muzy, ciągle komputer. Wzięłam się za siebie i zgarnęłam papierki,arkusze testowe i inne pierdoły z biurka. Wkurzyłam się na siebie,bo ciągle myślałam o JEDNEJ sprawie,o której nie zamierzam tu pisać bo bym was na śmierć zanudziła.
Rodzice przyszli,jak wcześniej powiedziałam rozdzwoniły się telefony. Nawet porządnie pulpetów zjeść nie mogłam,bo mama ciągle mi ględziła za uchem,że książka od przyrody czeka na mnie otworem. Taak? To niby dlaczego jej jeszcze nie otworzyłam i dlaczego teraz wam nie nawijam o siodełku dżdżownicy i roli winniczka w przyrodzie? Właśnie tak czeka na mnie otworem.
Ale zjara,jutro siedzimy cały dzień w domu bo jestem chora. -.- A obiecywali,że pojedziemy do Bonarki. Pffh. Nie to nie.